Mówią, że początki biegania są zawsze najtrudniejsze. Moim zdaniem najtrudniejsze jest powrót do biegania po dłuższej przerwie. W moim przypadku przerwa trwała ponad 2 miesiące. Jeżeli byśmy wliczyli czas w którym tylko biegałem 2-3 razy w tygodni ta przerwa sięgnie nawet 3,5 miesiąca. Czy to dużo? Czy mało? To jest pojęcie względne. Ale jeśli chodzi o mnie to jest bardzo duuuuużo.
Ale nie biegając już te kilka miesięcy coraz bardziej się przygnębiałem. Nie potrafiłem się odnaleźć w życiu. Nie wiedziałem co zrobić z tak dużą ilością wolnego czasu. Po prostu marnowałem dzień na jakiś pierdołach. Spałem, szwendałem się bez celu. No ale kiedyś musiałem osiągnąć to przysłowiowe dno. Kiedy to nastąpiło? Sam nie wiem. Może wtedy kiedy już miałem dość nudy. Może znowu mnie poderwał nasz najlepszy biegacz na dystansie 800m. Nie wiem. Po po prostu osiągnąłem dno. Niżej spaść już nie mogłem. Więc się odbiłem i próbuje znowu swoich sił.
Najbardziej mi szkoda tych straconych dni, w których nie biegałem. Gdy przestałem biegać miałem plany 37 minut na 10km. Półmaraton w 1:25:00. Niestety to nie ode mnie zależało, że przestałem. Bóle niektórych miejsc na ciele nie pozwalały na czerpanie przyjemności z biegania. Teraz moje bieganie wygląda troszkę żałośnie w porównaniu z tym co było wcześniej ale rozwijam się. Teraz biegam tylko cztery dni w tygodniu po niecałe 10km. Pomyślicie na pewno "Ale mięczak, to mój dziadek biega więcej" No może i prawda biega więcej. Ale to ja za 2-3 miesiące tego dziadka wyprzedzę na jakiś zawodach:P i będę jeszcze lepszy niż byłem.
Ostatnio nawet dostałem depeszę od Kenijczyków, że się zaczęli mnie bać ;) Wiedzą, że ze mną nie mają szans tylko muszę wspiąć się na najwyższy stopień piramidy nazwanej FORMĄ.
Tak więc strzeżcie się biegacze i biegaczki. Znowu nadchodzę ze zdwojona siłą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz